Wspinacze z twierdzy El Morro
Każdej niedzieli grupa pasjonatów wspina się na grube mury twierdzy El Morro, która od ponad czterystu lat strzeże wejścia do zatoki w Hawanie. Na darmowe spotkania prowadzone przez profesjonalistów może przyjść każdy, bez względu na wiek. Nie chodzi o pieniądze. Wspólna aktywność zawiązuje przyjaźnie i pozwala wyrwać odrobinę wolności systemowi, który konstytucyjnie zabrania publicznych zgromadzeń. Młodzi ludzie rozmawiają więc i śmieją się, a w międzyczasie jeden po drugim wspinają po murze z wapiennych skał, z których wzniesiono twierdzę. Każdy fragment tego muru opowiada ich historię.
I
Hiszpanie założyli Hawanę na początku XVI wieku głównie po to, by mieć w niej bazę wypadową do podbijania kolejnych terenów tzw. Nowego Świata. Z czasem zorientowali się jednak, że jej położenie geograficzne sprzyja handlowi. Miasto rozwijało się więc i stało głównym węzłem przeładunkowym iberyjskich najeźdźców. Miejscowa ludność Taino była systematycznie eksterminowana (dziś pozostała ich garstka), a do Hawany zwożono wszystkie kosztowności i surowce zrabowane w koloniach. Złoto z Meksyku, Peru czy Argentyny trafiało najpierw tu, a dopiero potem do Kadyksu lub Sewilli. Z tego powodu nieufortyfikowana Hawana stała się łakomym kąskiem dla piratów i korsarzy spod wrogich bander, którzy regularnie plądrowali miasto.
Mury, na które dziś wspinają się młodzi hawańczycy, powstały więc na przełomie XVI i XVII wieku, by chronić port przed napadami. Twierdza El Morro stanowiła część większego systemu fortyfikacyjnego. Na drugim brzegu wejścia do zatoki stanęła twierdza La Punta. Między dwoma budowlami zawieszono ogromny miedziany łańcuch. Codziennie o 21.00, gdy zamykały się lądowe bramy miasta, podnoszono i jego, by zablokować drogę wrogim statkom. Fortece przyczyniły się do zwiększenia bezpieczeństwa, ale nie okazały się nie do zdobycia. Udowodnili to Anglicy, którzy w 1762 roku, w trakcie wojny siedmioletniej, zajęli Hawanę. Co prawda oddali ją rok później na mocy pokoju paryskiego, ale w zamian za Florydę, będącą dotąd kolonią hiszpańską.
Zwyczaj zamykania miasta na noc upamiętnia się do dziś. Każdego wieczora, równo o 21.00 odbywa się cañonazo, czyli tradycyjny wystrzał armatni. Wieki temu oznajmiał on mieszkańcom, że bramy zostały zatrzaśnięte, a łańcuch podniesiony. Ceremonii towarzyszy przedstawienie w strojach z epoki. Aktorami są żołnierze poborowi kubańskiej armii. Być oddelegowanym do cañonazo to zaszczyt. I choć jest to głównie atrakcja turystyczna dla przyjezdnych, to zdarza się, że i wspinacze spod El Morro wpadną ją obejrzeć. Ot, choćby z sentymentu – jeden z nich podczas służby wojskowej sam bowiem podpalał armatni lont, co wspomina z dumą.
El Morro widziało wszystko: karaibskich piratów, hiszpańskie floty wypełnione zrabowanym złotem, fortuny zbite na trzcinie cukrowej, a potem trzy wojny o niepodległość. Na sukces musiało jednak poczekać dość długo. Kuba wyrwała się Hiszpanom jako ostatnia z kolonii, dopiero w 1898 roku – zresztą nie sama, a ze znaczną pomocą Stanów Zjednoczonych i tylko po to, by od razu wejść pod ich protektorat.
II
W mury El Morro wsiąkła krew, gdy w 1959 roku do władzy doszedł Fidel Castro. Od stycznia do listopada rozstrzeliwano tu więźniów, głównie żołnierzy, członków reżimu i tajnej policji poprzedniego dyktatora, generała Fulgencio Batisty. Egzekucjami z pobliskich koszar dowodził sam Che Guevara.
Rewolucja Kubańska szybko zjadła własne dzieci. Do lochu w El Morro trafił jeden z ojców jej sukcesu – Huber Matos. Obok Fidela, Che i Camilo Cienfuegosa był jednym z jej architektów i najskuteczniejszych dowódców. Fidel nazywał go przyjacielem. Matos nie godził się jednak na Kubę komunistyczną i spierał się z wodzem. Gdy wreszcie w akcie sprzeciwu zrzucił mundur, Castro oskarżył go publicznie o zdradę, wystawił na histeryczny publiczny lincz i wtrącił do więzienia na 20 lat.
Być może Matos, gdyby mógł, uśmiechnąłby się dziś na widok wesołych młodych ludzi, wdrapujących się na mury, a nie trzymanych za nimi. Może zrobiłby to też inny sławny lokator tutejszych cel bez okien – Reinaldo Arenas. Kubański pisarz, wróg systemu, zdeklarowany gej. Zawinił krytycznymi wobec rewolucji tekstami i ich publikacją za granicą. No i, ma się rozumieć, homoseksualizmem, choć Arenas i tak być może miał szczęście – geje byli bowiem na Kubie zsyłani do tzw. Wojskowych Jednostek Wsparcia Produkcji, czyli w praktyce obozów pracy przymusowej. Obozów koncentracyjnych. Między innymi o więziennym epizodzie życia Arenasa opowiada jego powieść „Zanim zapadnie noc”, jedno z najbardziej znanych świadectw opresji na Kubie w latach 60. i 70. poprzedniego wieku. Książka doczekała się też ekranizacji, łatwo dostępnej w internecie.
III
Sprzęt wspinaczkowy jest na Kubie drogi, głównie przez jego trudnodostępność. Nowy dociera do kraju tylko w paczkach zza granicy wysyłanych przez emigrantów. Ceny za kilkadziesiąt metrów dobrej liny sięgają kilkuset dolarów. Rynek wtórny kasków, uprzęży czy butów jest ograniczony. Dla nielicznych posiadaczy sprzętu to jednak nieistotne. Udostępniają go wszystkim chętnym, by z czysto altruistycznych pobudek krzewić wśród rodaków pasję do niełatwego sportu. Zastępują w ten sposób państwo i niewydolny system, który młodym ludziom nie ma wiele do zaoferowania.
Wspinacze z Hawany nadają twierdzy El Morro nowego kontekstu. Mury, kojarzące się dotąd głównie z przemocą i zniewoleniem, wypełnia dziś przyjazna atmosfera. Słychać tu dyskusje, rezonuje śmiech. Wieść o spotkaniach niesie się po Hawanie pocztą pantoflową, więc regularnie pojawiają się nowe twarze. Zawiązują się przyjaźnie, kwitną romanse. Przejście niełatwej drogi w górę nagradza bezcenne na Kubie poczucie wolności.
Spodobał Ci się artykuł? Chcesz docenić czas i energię włożone w jego powstanie?